Mecz pomiędzy Jastrzębskim Węglem, a Resovią. Staliście po przeciwnych stronach siatki, rzucając sobie nieprzyjemne spojrzenia. Każdy z was chciał pokazać jaki jest silny, dwoiliście się i troiliście na swoich pozycjach, chcąc pokazać, ze wy tu rządzicie. I słowo wy tu jest słowem kluczowym, bo was już nie było, byłeś ty i on. Spojrzałeś na trybuny i widziałeś Monikę, która zerkała na Ciebie z pobłażliwą miną, kawałek dalej siedziała Asia od Zbyszka, która również nie miała za ciekawej miny, ale zachowywała pozory, pokazując co jakiś czas światu uśmiech, gdyż drużyna jej mężczyzny właśnie wygrywała pięcioma oczkami. Gdy przegraliście byłeś cholernie zły, rzuciłeś do niego kilka nieprzyjemnych słów pod siatką i obracając się na pięcie, ukazywałeś całe swoje niezadowolenie, gdy z twoich ust popłynęło głośne i wyraźne kurwa. Kibice w trakcie meczu krzyczeli dobrze tobie znane: Zbychiał, a ty nie chciałeś tego słuchać; nie dziś; nie jutro; nie za sto lat. Przynajmniej tak ci się wtedy wydawało, bo gdy siedziałeś w autobusie, żałowałeś, że nie ma go obok; że nikt ci nie powie, że kolejne spotkanie będzie lepsze i nie ma co być pizdą, bo jesteście silni.
Wieczorami siedząc na kanapie i opierając głowę o nogi Moni, rozmawiałeś z nią o tej całej sytuacji. Wyznałeś, że cholernie się z tym męczysz; że brakuje ci najlepszego przyjaciela; że brakuje ci Zbyszka, który był częścią ciebie i twojej rodziny. I wtedy ona wpadła na pomysł, który był genialny chociaż na początku miałeś pewne obawy. Wspomniała, że macie dwa dni wolnego, więc mógłbyś pojechać do Rzeszowa, a w sumie moglibyście pojechać, bo ona z Aśką też się o coś pobrzdąkała i chciałaby to naprawić. Wiedziałeś, że robi to dla twojego dobra; dlatego żebyś ty mógł odratować to co zniszczyliście. Dlatego jadać samochodem i mijając tabliczkę z napisem miejscowości, do której zmierzaliście - uśmiechnąłeś się ciepło i poprawiłeś okulary, które trochę zsunęły się z twojego nosa. Parkując pod jednym z bloków, uznałeś że się trochę stresujesz i przydałaby się setka na odwagę, ale nie dysponowałeś nią, więc wziąłeś porządnego łyka wody mineralnej i trzaskając cicho drzwiami, zmierzałeś ku drzwiom. Domofon był twoim największym wrogiem, trzy razy próbowałeś połączyć się za jego pomocą z mieszkaniem Zbyszka, ale nikt go nie odbierał. Mina ci zrzedła i stwierdziłeś, że los tak chciał; chciał abyście nadal żyli w niezgodzie. Odwracając się na pięcie, zauważyłeś go po drugiej strony ulicy, trzymającego Aśkę za rękę i uśmiechającego się, gdy cię dostrzegł trochę się speszył, ale podszedł, uścisnął dłoń, poklepał po plecach i wpuścił do mieszkania.
Adnotacja: Kolejna część w piątek, bo w czwartek mnie praktycznie nie będzie :).
Romans z matmą trwa,jak ja Cię suko nie cierpię <3!
Adnotacja: Kolejna część w piątek, bo w czwartek mnie praktycznie nie będzie :).
Romans z matmą trwa,
Michał wygląda na strasznego uparciucha więc wątpię, że tak z własnej woli pojechałby do Rzeszowa. raczej tak wpół drogi musieliby się spotkać:):):). W każdym razie fajnie, że postanowił jednak choc trochę odbudować relacje między nimi.
OdpowiedzUsuńGdyby nie Monika Michał pewnie nie pojechałby do Rzeszowa. Dobrze, że Michał zdobył się na odwagę i zjawił się u Zbyszka, bo sam Bartman pewnie nie pojawiłby się prędko u niego.
OdpowiedzUsuńMatematyka to największa zmora świata ;)
Niezmiernie się cieszę, że Monika wpadła na ten pomysł. Miejmy nadzieję, że spotkanie coś, nawet w najmniejszym stopniu odbuduje.
OdpowiedzUsuńPoza tym, Zbychiał musi wrócić do normy ♥
Matematyka? Pełne współczucie.
OdpowiedzUsuńMonia, geniuszu, będę cię całować po piętach już po wsze czasy. Bo gdyby nie ty, to te dwie męskie cipy nigdy nie wpadłyby na pomysł, że już czas zażegnać ten cholerny konflikt.
Bo żyć w samotności, skoro można mieć przyjaciela? ♥
Michał już zrobił jakiś krok do przodu by odbudować tę przyjaźń ale tylko dzięki Monice. Niech sobie wezmą litr wódki i piją. Wszystko wyjaśnią i się pogodzą w końcu przy wódce się lepiej gada :-P
OdpowiedzUsuńMatematyka nie jest taka straszna. Dasz radę ;-)