Masz dwadzieścia pięć lat i
pierwszy raz w życiu jesteś samotna w swojej samotności. Pierwszy raz zdajesz
sobie sprawę, że potrzebujesz kogoś kto nie tylko zapełni pustkę w Twoim
mieszkaniu, ale również sercu. Po twoim policzku spływa jedna, samotna,
kryształowa łza, którą osuszasz chusteczką higieniczną. Patrzysz na swojego
kota, który nie ma ochoty robić za twojego pocieszyciela i nie zwracając na
ciebie większej uwagi, wtulając się w obicie fotela.
Masz dwadzieścia pięć lat i w
pracy idzie ci wyjątkowo opornie. Szef dwa razy skarżył się na ciebie. Masz dziurawe ręce. Zbiłaś już dwie butelki Smirnoffa oraz trzy szklanki,
wszystko to oczywiście potrącą ci z wypłaty, ale masz to gdzieś. Na twojej
twarzy nie ma uśmiechu, klienci jakby wyczuwają w jakim stanie się znajdujesz
toteż nie próbują nawiązać z tobą rozmowy. A szkoda, bo potrzebujesz się komuś wygadać. Jesteś
zmęczona, czoło opierasz o blat lady i modlisz się o koniec zmiany. Chcesz być
już w domu.
Masz dwadzieścia pięć lat i w
miejscu twojej pracy znowu pojawia się błękitnooki mężczyzna, którego nie
możesz wyrzucić ze swojej pamięci. Jak zwykle siada na swoim miejscu i czeka,
aż będzie mógł złożyć zamówienie. Dzisiaj chce on whiskey, gdyż uparcie
twierdzi, że ma powód do picia. Jako jedyny nawiązuje z tobą rozmowę, nie
zapominając pochwalić się, że już niedługo w świetle prawa będzie wolnym strzelcem, a dziecko,
które nosiła pod swoim sercem jego była żona nie jest jego. Gratulujesz mu, że
uwolnił się od niej i odchodzisz do innych gości.
Masz dwadzieścia pięć lat i
idziesz właśnie z Michałem ramię w ramię chodnikiem, kierując się w stronę jego
osiedla. Śmiejecie się, opowiadacie sobie historyjki wyciągnięte prosto z waszych
życiorysów, rozumiecie się. Zdajesz sobie sprawę, że tak jak teraz jest tobie
dobrze i mogłoby zostać. Śmiejesz się do swoich myśli, bo jeszcze niedawno
miałaś inne zdanie na ten temat, ale zdanie jest po to aby je zmieniać, a że
jesteś kobietą jest to rzecz całkowicie normalna. W końcu dochodzicie do
żółtego bloku, potem schodami kierujecie się pod drzwi z numerem siódmym, gdyż
winda odmówiła posłuszeństwa i zwyczajnie postanowiła się popsuć, ot tak w ramach
buntu.
Masz dwadzieścia pięć lat i
siedzisz na kanapie, w michałowym salonie. W twojej dłoni znajduje się kubek z
parującą, czarną cieczą. Pytasz czy mógłby włączyć jakąś muzykę, a on z
uśmiechem wciska odpowiedni guzik odtwarzacza, z którego wydobywa się głos
wokalisty Budki Suflera. Michał wyciąga w twoją stronę dłoń, prosząc cię o
taniec. W takt muzyki, kołyszecie się w swoich ramionach i oboje twierdzicie,
że tak jak teraz może być już zawsze. Michał muska twoje usta, a w tle zostaje
tylko cisza i dźwięki muzyki.
Chodź i nie mów już nic...co między nami jest.
Adnotacja: Ostatni rozdział w waszych rękach. Czy Teodezja jednak związała się naprawdę, na stałe z Michałem czy nie? To możecie to sobie dopowiedzieć i uruchomić wyobraźnię. Zawsze będę mogła to alternatywnie dokończyć, tak jak ja to widzę, ale jakoś nie chcę tego psuć. Trudno mi się z nią rozstać!