środa, 28 listopada 2012

005. Część piąta.




Masz dwadzieścia pięć lat i pierwszy raz w życiu jesteś samotna w swojej samotności. Pierwszy raz zdajesz sobie sprawę, że potrzebujesz kogoś kto nie tylko zapełni pustkę w Twoim mieszkaniu, ale również sercu. Po twoim policzku spływa jedna, samotna, kryształowa łza, którą osuszasz chusteczką higieniczną. Patrzysz na swojego kota, który nie ma ochoty robić za twojego pocieszyciela i nie zwracając na ciebie większej uwagi, wtulając się w obicie fotela.
Masz dwadzieścia pięć lat i w pracy idzie ci wyjątkowo opornie. Szef dwa razy skarżył się na ciebie. Masz dziurawe ręce. Zbiłaś już dwie butelki Smirnoffa oraz trzy szklanki, wszystko to oczywiście potrącą ci z wypłaty, ale masz to gdzieś. Na twojej twarzy nie ma uśmiechu, klienci jakby wyczuwają w jakim stanie się znajdujesz toteż nie próbują nawiązać z tobą rozmowy. A szkoda, bo potrzebujesz się komuś wygadać. Jesteś zmęczona, czoło opierasz o blat lady i modlisz się o koniec zmiany. Chcesz być już w domu.
Masz dwadzieścia pięć lat i w miejscu twojej pracy znowu pojawia się błękitnooki mężczyzna, którego nie możesz wyrzucić ze swojej pamięci. Jak zwykle siada na swoim miejscu i czeka, aż będzie mógł złożyć zamówienie. Dzisiaj chce on whiskey, gdyż uparcie twierdzi, że ma powód do picia. Jako jedyny nawiązuje z tobą rozmowę, nie zapominając pochwalić się, że już niedługo w świetle prawa będzie wolnym strzelcem, a dziecko, które nosiła pod swoim sercem jego była żona nie jest jego. Gratulujesz mu, że uwolnił się od niej i odchodzisz do innych gości.
Masz dwadzieścia pięć lat i idziesz właśnie z Michałem ramię w ramię chodnikiem, kierując się w stronę jego osiedla. Śmiejecie się, opowiadacie sobie historyjki wyciągnięte prosto z waszych życiorysów, rozumiecie się. Zdajesz sobie sprawę, że tak jak teraz jest tobie dobrze i mogłoby zostać. Śmiejesz się do swoich myśli, bo jeszcze niedawno miałaś inne zdanie na ten temat, ale zdanie jest po to aby je zmieniać, a że jesteś kobietą jest to rzecz całkowicie normalna. W końcu dochodzicie do żółtego bloku, potem schodami kierujecie się pod drzwi z numerem siódmym, gdyż winda odmówiła posłuszeństwa i zwyczajnie postanowiła się popsuć, ot tak w ramach buntu.
Masz dwadzieścia pięć lat i siedzisz na kanapie, w michałowym salonie. W twojej dłoni znajduje się kubek z parującą, czarną cieczą. Pytasz czy mógłby włączyć jakąś muzykę, a on z uśmiechem wciska odpowiedni guzik odtwarzacza, z którego wydobywa się głos wokalisty Budki Suflera. Michał wyciąga w twoją stronę dłoń, prosząc cię o taniec. W takt muzyki, kołyszecie się w swoich ramionach i oboje twierdzicie, że tak jak teraz może być już zawsze. Michał muska twoje usta, a w tle zostaje tylko cisza i dźwięki muzyki.
Chodź i nie mów już nic...co między nami jest.

Adnotacja: Ostatni rozdział w waszych rękach. Czy Teodezja jednak związała się naprawdę, na stałe z Michałem czy nie? To możecie to sobie dopowiedzieć i uruchomić wyobraźnię. Zawsze będę mogła to alternatywnie dokończyć, tak jak ja to widzę, ale jakoś nie chcę tego psuć. Trudno mi się z nią rozstać!

poniedziałek, 26 listopada 2012

004. Część czwarta.




Masz dwadzieścia pięć lat i pierwszy raz w życiu cieszysz się swoją pracą. Poznałaś wiele wspaniałych osób, a nawet znalazłaś swego rodzaju przyjaciółkę. Nie odcinasz się od ludzi. Co więcej lgniesz do nich tak samo jak oni do ciebie. Robiąc kolorowe drinki nie uciekasz od rozmów z klientami, czasami sama zagadujesz do nich, śmiejesz się nawet ze zebereźnych żartów. I kto by pomyślał, że studentka ASP zamiast malowania obrazów wybierze przyrządzanie drinków.
Masz dwadzieścia pięć lat i wszystko idzie po twojej myśli. Mimo iż zatarłaś granicę pomiędzy prawdą, a kłamstwem nikt nie wnika w to co mówisz, nikt tak naprawdę cię nie zna, a i tobie czasami wydaje się, że nie znasz samej siebie. Możesz ludzi karmić kłamstwami, nie zweryfikują twoich wypowiedzi, nie mają takiej możliwości. Wiesz, że mimo wszystko ukrywasz się pod maską, nikt nie zna twojego prawdziwego ja.
Masz dwadzieścia pięć lat i w barze znów pojawia się ten sam mężczyzna, który kilka dni temu spał na twojej kanapie i którego perfumy nadal są wyczuwalne w twoim mieszkaniu. Uśmiechasz się do niego widząc, że zmierza w twoim kierunku, proponujesz mu Margaritę, jednakże on odmawia i w spokoju sączy sok pomarańczowy. Wiesz w jakim celu ponownie pojawił się w barze i twoja kobieca intuicja cię nie myli. Mężczyzna przeprasza cię za ostatnie zachowanie, tłumaczy, że nie wie co w niego wstąpiło. Mówisz, że nic się nie stało, mimo iż zakłócił całkowicie Twój harmonogram dnia. Płaci za otrzymany napój, nie dopijając go do końca. Wychodzi, a ty spełniasz swoje obowiązki.
Masz dwadzieścia pięć lat i miejsce twojej pracy całkowicie opustoszało. Cisza przeraża i słychać przeraźliwe tykanie zegara. Ścierasz blat, zostawiając na nim mokre smugi, plamy po kolorowych napojach giną. Zerkasz na zegarek znajdujący się na twoim przegubiu. Z uśmiechem dostrzegasz, że za dwadzieścia minut kończysz. Kroczysz na zaplecze, skąd zabierasz swoją torebkę i zamykając uprzednio miejsce pracy, mkniesz pustymi ulicami do swojego mieszkania
Masz dwadzieścia pięć lat i pod twoim blokiem majaczy jakaś postać, nie obawiasz się myśląc, że to znowu chłopak spod czwórki, który uwielbia imprezować. Żwawym krokiem idziesz przed siebie, podśpiewując że wciąż jesteś otulona błękitem, między nocą a świtem. I wtedy nagle trafia w ciebie myśl, że mężczyzna z baru posiada porażająco niebieskie tęczówki, które zaprzątają twoje myśli.

Adnotacje: Jest poniedziałek, 6:25 - zaspałam, a zamiast się ogarnąć do szkoły i biec na pociąg ja sobie dodaje rozdział. Czekam aż mnie wypierdolą za opuszczone godziny :). Rozpaczam, że mam dzisiaj pierwszą zmianę - ja chcę spać! Bo generalnie jeszcze tylko jedna część Teodezji i trudno mi się z nią rozstać, bo ja kurwa lubię jej mentalność.

sobota, 24 listopada 2012

003. Część trzecia.




Masz dwadzieścia pięć lat i dziś zaczynasz pierwszy dzień w nowej pracy. Już o osiemnastej stawiasz się w barze, ubierasz łososiową koszulę z plakietką pracownika, a dokładniej z napisem barman. Gdy pierwsi goście proszą cię o drinka, radość sprawia ci przyrządzanie kolorowych napoi. Widzisz wysokiego mężczyznę, który pojawił się w barze, podchodzi on do lady nie dbając o to by podnosić nogi - szura nimi. Z wielkim ciężarem opada na krzesło, a twarz chowa w dłoniach. Podchodzisz do niego i pytasz czego mu trzeba, robisz mu kolejne drinki, gdy on ci się żali. Narzeka na małżeństwo, cytuje słowa Krzysztofa Cugowskiego i twierdzi, że znowu w życiu mu nie wyszło. Do tego dodaje, że niedługo na świat przyjdzie jego syn, a on nie ma pewności czy to aby na pewno jego dziecko, gdyż przyłapał żonę na zdradzie
Masz dwadzieścia pięć lat, jest godzina druga w nocy, a ty z nieznajomym mężczyzną z baru kroczysz ulicami miasta. On opowiada kawały, ty dźwięcznie się śmiejesz. Bawi cię jego nieporadność, to jak próbuje się nie chwiać, jakiego zgrywa dżentelmena. Pytając go o adres, z jego twarzy znika uśmiech, który widniał przez ostatnie dwie godziny, siada on na krawężniku i wybucha płaczem. Patrzysz na niego z niedowierzaniem i budzi się w tobie instynkt macierzyński, proponujesz mu nocleg i naprawdę nie wiesz kiedy te słowa popłynęły z twoich ust. Zgadza się, zaznaczając, że rano się zmyje jak tylko wstanie.
Masz dwadzieścia pięć lat i leżysz w swojej sypialni usiłując usnąć, jednakże twoje próby kończą się fiaskiem. Nie możesz zapomnieć o mężczyźnie, który śpi za ścianą na twojej kanapie. Teodor w ramach solidarności, gdyż też jest facetem postanowił spędzić tę noc wspólnie z nim, z mężczyzną, z baru. Myślisz jak ma na imię i zdajesz sobie sprawę, że nie wiesz. Twoja dłoń ląduje z cichym plaskiem na czole, a ty zaliczasz tak zwanego facepalma. Wiesz o nim wszystko, ale nie znasz jego imienia – wyśmienicie.
Masz dwadzieścia pięć lat i to jest twój pierwszy poranek, który różni się od innych. Wstając rano zapomniałaś o bamboszach, toteż twoje stopy stykają się z zimną podłogą. W kuchni robisz dwie kawy, a jajecznica na patelni jest w wersji powiększonej. Uśmiechasz się zdając sobie sprawę, że nie chcesz tak żyć, nie chcesz być kurą domową, nie chcesz przyrządzać ukochanemu posiłku.

Adnotacja: Teoretycznie powinnam szykować się chyba do jakiegoś marszu, ale naprawdę nie mam najmniejszej ochoty paradować w mundurze, toteż praktycznie mam zamiar spędzić ten dzień oglądając ckliwe filmy i wypłakując oczy. Kolejna Teodezja już w poniedziałek. I mam pomysł na kolejne opowiadanie - muszę ograniczyć swoją wyobraźnię. Cieszę się, że nie jestem jedyną osobą, która nie lubi Skry,  a mecz z Dynamem oglądałam, bo chciałam zobaczyć jak tam Kurek po kontuzji.

czwartek, 22 listopada 2012

002. Część druga.




Masz dwadzieścia pięć lat, nastaje nowy dzień, znowu w twoje życie wkracza monotonia, mechanicznie powtarzasz te same czynności. Nie uśmiechasz się, nie czujesz nic, jesteś sama. Samotność jest nieodzownym elementem twojego życia, nigdy nie chciałaś dzielić się smutkami ani radościami, chciałaś być jedyną osobą, która panuje nad swoją egzystencją. Nie wierzysz w uczucia, niedawno twoi rodzice się rozwiedli, wytrzymali ze sobą trzydzieści lat, a później wszystko przekreślili. Matka zdradzała ojca, ojciec – matkę, uczucia są nie trwałe. Nie poddajesz się im, nie ma sensu.
Masz dwadzieścia pięć lat i właśnie idziesz na kolejną rozmowę kwalifikacyjną, miesiąc się kończy, a to już twoja trzecia praca. Wszystko idzie po twojej myśli - zostajesz przyjęta. Od tej pory będziesz barmanką w klubie o nazwie Paradise. Aby uczcić sukces wstępujesz do sklepu monopolowego i kupujesz czerwone wino, potem kierujesz się w stronę półek z przysmakami dla zwierząt, pamiętasz o Teodorze - jemu też się coś należy.
Masz dwadzieścia pięć lat i siedzisz w swoich czterech ścianach, przezroczysty kieliszek z krwistą cieczą dzierżysz w dłoniach, co jakiś czas przystawiając do ust by delektować się tym nektarem. Patrzysz na swojego kota, który leży na fotelu i nie przejmuje się niczym, twój wzrok podąża pustą ścianą, aż do połyskującego ekranu, gdzie wyświetla się film. Dzisiaj postawiłaś na kino akcji. W lśniącym samochodzie widzisz postać  Jasona Stathama, który gra w Adrenalinie. Gdzieś w połowie samotnego seansu nabierasz ochotę na spacer.
Masz dwadzieścia pięć lat i siedzisz w ciemnym parku, zegarek wskazuję godzinę 23:34, a ty wystawiasz głowę w stronę lśniącego księżyca, patrzysz na gwiazdy i zastanawiasz się ile ich tam jest. Myślisz, myślisz o swoim życiu, o tym, że samotność jest dla ciebie idealna. Później przypominasz sobie obraz dawnej przyjaciółki – Agaty, zmarła ona trzy lata temu, miała kochającego męża, wtedy wierzyłaś w miłość, teraz jej nie ma.
Masz dwadzieścia pięć lat i jesteś samotnikiem, który nie chce nic od życia.

Adnotacja: Nadal Winiarski się nie pojawił, a jeszcze zaledwie trzy części. Wczoraj moja Zaksa przegrała i generalnie nadal kipi we mnie złość, ale wiecie przynajmniej dzisiaj Skra [której nota bene nie lubię] zapewne pokona Dynamo.

wtorek, 20 listopada 2012

001. Część pierwsza.




Masz dwadzieścia pięć lat, budzisz się rano, poprawiasz włosy, które opadają na twarz. Pocierasz ją dłońmi, podnosisz się i znów siadasz, twój wzrok machinalnie ląduje na ścianie obok, to tam wisi kalendarz, kolejny dzień twojego życia mija; mija tak samo jak każdy inny. Słyszysz mruczenie, to twój kot Teodor, jak zwykle rano udaje, że jest zainteresowany twoją osobą byś dała mu jeść. Wstajesz, a na nogi wsuwasz czarne bambosze. Ciało przykryte satynową koszulą nocną otulasz puchatym, różowym szlafrokiem, w którym wyglądasz jak beczka, ale nie przeszkadza Ci to bowiem jesteś sama. Kierujesz swoje kroki do kuchni, wyciągasz paczuszkę Whiskasa, a twój kot ociera się o twoje gołe nogi, delikatnie drażniąc skórę. Patrzysz na zegarek, jest już dziesiąta, robisz sobie lekkie śniadanie, gdyż uparcie twierdzisz, że znowu przytyłaś i przerzucasz się na dietę. Jedząc posiłek zastanawiasz się co dzisiaj będziesz robić i z uśmiechem na ustach stwierdzasz, że masz ochotę na spacer, toteż zaraz po śniadaniu mkniesz do swojej sypialni by się przygotować.
Masz dwadzieścia pięć lat i siedzisz na zielonej ławce, przypatrując się dzieciom biegającym po parku i zbierającym liście. Jest jesień - lubisz tę porę roku, jest to okres przemyśleń. Czas głęboko zastanowić się nad dalszym sensem swojej egzystencji, ale dziś nie masz na to ochoty, w końcu jesteś młoda, na wszystko przyjdzie czas. Wyciągasz z kieszeni płaszcza słuchawki do telefonu i z zawiedzioną miną spostrzegasz, że znów są zaplątane, toteż zastanawiasz się który raz w ciągu tego tygodnia musisz je rozplątać. W końcu gdy złośliwość rzeczy martwych nie przeszkadza Ci już w słuchaniu muzyki, delektujesz się głosem Piotra Roguckiego, który śpiewa, że nie mógł spać, a amfetamina ma gorzki smak. Uśmiechasz się. Sprawiasz wrażenie osoby szczęśliwej, a tak naprawdę nikt nie wie, że jesteś sama, że masz tylko Teodora. Podbiega do Ciebie chłopiec, machając kolorowym bukietem utworzonym z liści, wyciągasz dłoń w jego kierunku, a on ci wciska pierwsze oznaki jesieni w dłoń, dziękujesz mu, a on odbiega do beztroskich rówieśników.
Masz dwadzieścia pięć lat i siedzisz na kanapie z kieliszkiem wina, takie wieczory stały się dla ciebie tradycją. Na twoich kolanach, leży zwinięta kulka sierści, która domaga się pieszczot, co jakiś czas pomrukując - wyraża swoje zadowolenie. Oglądasz kolejny raz Dzienniki Bridget Jones, zdając sobie sprawę, że w tym tygodniu to trzeci raz, a Titanic  już nie wywołuje łez.  Wtedy też myślisz, że już dawno nie oglądałaś Dumy i uprzedzenia, a ten film zawsze wyzwalał w tobie emocje. Widząc napisy na czarnym ekranie, udałaś się do swojego pokoju, by uciec w krainę snów, a kolejny dzień rozpocząć tak samo.

Adnotacja: Oczywiście Piotr Rogucki to moja ukochana Coma, a piosenka nosi nazwę Listopad. No i cóż mogę dodać tak właśnie żyje główna bohaterka, a ja mam ewidentnie słabość do jesieni i mieniących się liści, tylko trochę piździ. W czwartek kolejna część - bless.