Masz dwadzieścia pięć lat,
budzisz się rano, poprawiasz włosy, które opadają na twarz. Pocierasz ją dłońmi, podnosisz się i
znów siadasz, twój wzrok machinalnie ląduje na ścianie obok, to tam wisi kalendarz,
kolejny dzień twojego życia mija; mija tak samo jak każdy inny. Słyszysz
mruczenie, to twój kot Teodor, jak zwykle rano udaje, że jest zainteresowany twoją osobą byś dała mu
jeść. Wstajesz, a na nogi wsuwasz czarne bambosze. Ciało przykryte satynową
koszulą nocną otulasz puchatym, różowym szlafrokiem, w którym wyglądasz jak
beczka, ale nie przeszkadza Ci to bowiem jesteś sama. Kierujesz swoje kroki do
kuchni, wyciągasz paczuszkę Whiskasa, a twój kot ociera się o twoje gołe nogi,
delikatnie drażniąc skórę. Patrzysz na zegarek, jest już dziesiąta, robisz
sobie lekkie śniadanie, gdyż uparcie twierdzisz, że znowu przytyłaś i
przerzucasz się na dietę. Jedząc posiłek zastanawiasz się co dzisiaj będziesz
robić i z uśmiechem na ustach stwierdzasz, że masz ochotę na spacer, toteż
zaraz po śniadaniu mkniesz do swojej sypialni by się przygotować.
Masz dwadzieścia pięć lat i
siedzisz na zielonej ławce, przypatrując się dzieciom biegającym po parku i
zbierającym liście. Jest jesień - lubisz tę porę roku, jest to okres przemyśleń. Czas głęboko zastanowić się nad dalszym sensem swojej egzystencji, ale dziś nie
masz na to ochoty, w końcu jesteś młoda, na wszystko przyjdzie czas. Wyciągasz z kieszeni płaszcza słuchawki do
telefonu i z zawiedzioną miną spostrzegasz, że znów są zaplątane, toteż zastanawiasz
się który raz w ciągu tego tygodnia musisz je rozplątać. W końcu gdy złośliwość
rzeczy martwych nie przeszkadza Ci już w słuchaniu muzyki, delektujesz się
głosem Piotra Roguckiego, który śpiewa, że nie mógł spać, a amfetamina ma
gorzki smak. Uśmiechasz się. Sprawiasz wrażenie osoby szczęśliwej, a tak
naprawdę nikt nie wie, że jesteś sama, że masz tylko Teodora. Podbiega do
Ciebie chłopiec, machając kolorowym bukietem utworzonym z liści, wyciągasz dłoń
w jego kierunku, a on ci wciska pierwsze oznaki jesieni w dłoń, dziękujesz mu,
a on odbiega do beztroskich rówieśników.
Masz dwadzieścia pięć lat i
siedzisz na kanapie z kieliszkiem wina, takie wieczory stały się dla ciebie
tradycją. Na twoich kolanach, leży zwinięta kulka sierści, która domaga się
pieszczot, co jakiś czas pomrukując - wyraża swoje zadowolenie. Oglądasz
kolejny raz Dzienniki Bridget Jones,
zdając sobie sprawę, że w tym tygodniu to trzeci raz, a Titanic już nie wywołuje
łez. Wtedy też myślisz, że już dawno nie
oglądałaś Dumy i uprzedzenia, a ten
film zawsze wyzwalał w tobie emocje. Widząc napisy na czarnym ekranie,
udałaś się do swojego pokoju, by uciec w krainę snów, a kolejny dzień rozpocząć
tak samo.
Adnotacja: Oczywiście Piotr Rogucki to moja ukochana Coma, a piosenka nosi nazwę Listopad. No i cóż mogę dodać tak właśnie żyje główna bohaterka, a ja mam ewidentnie słabość do jesieni i mieniących się liści, tylko trochę piździ. W czwartek kolejna część - bless.
Lubię Dumę i uprzedzenie, Titanica za to nie znoszę.
OdpowiedzUsuńSamotność wcale nie jest taka zła jakby się mogło wydawać. Mając dopiero 25 lat ma się świat u stóp!
Kolejne cudo, na którym będę stałym gościem.
OdpowiedzUsuńHm, dwadzieścia pięć lat. Ćwierć wieku już za bohaterką. Jak na mój gust to wcale nie jest dużo. Jeśli dobrze się korzysta z danego nam żywota, można iść przez świat, czując, jakby miało się drugi raz te piętnaście lat. Samotność niszczy człowieka, wiem to po samej sobie. Jednak z czasem idzie się przyzwyczaić, chociaż nie jest przyjemnie. :)