Masz dwadzieścia pięć lat i
pierwszy raz w życiu cieszysz się swoją pracą. Poznałaś wiele wspaniałych osób, a
nawet znalazłaś swego rodzaju przyjaciółkę. Nie odcinasz się od ludzi. Co
więcej lgniesz do nich tak samo jak oni do ciebie. Robiąc kolorowe drinki nie
uciekasz od rozmów z klientami, czasami sama zagadujesz do nich, śmiejesz się
nawet ze zebereźnych żartów. I kto by pomyślał, że studentka ASP zamiast
malowania obrazów wybierze przyrządzanie drinków.
Masz dwadzieścia pięć lat i
wszystko idzie po twojej myśli. Mimo iż zatarłaś granicę pomiędzy prawdą, a
kłamstwem nikt nie wnika w to co mówisz, nikt tak naprawdę cię nie zna, a i
tobie czasami wydaje się, że nie znasz samej siebie. Możesz ludzi karmić kłamstwami,
nie zweryfikują twoich wypowiedzi, nie mają takiej możliwości. Wiesz, że mimo
wszystko ukrywasz się pod maską, nikt nie zna twojego prawdziwego ja.
Masz dwadzieścia pięć lat i w
barze znów pojawia się ten sam mężczyzna, który kilka dni temu spał na twojej
kanapie i którego perfumy nadal są wyczuwalne w twoim mieszkaniu. Uśmiechasz
się do niego widząc, że zmierza w twoim kierunku, proponujesz mu Margaritę,
jednakże on odmawia i w spokoju sączy sok pomarańczowy. Wiesz w jakim celu
ponownie pojawił się w barze i twoja kobieca intuicja cię nie myli.
Mężczyzna przeprasza cię za ostatnie zachowanie, tłumaczy, że nie wie co w
niego wstąpiło. Mówisz, że nic się nie stało, mimo iż zakłócił całkowicie Twój
harmonogram dnia. Płaci za otrzymany napój, nie dopijając go do końca.
Wychodzi, a ty spełniasz swoje obowiązki.
Masz dwadzieścia pięć lat i
miejsce twojej pracy całkowicie opustoszało. Cisza przeraża i słychać
przeraźliwe tykanie zegara. Ścierasz blat, zostawiając na nim mokre smugi,
plamy po kolorowych napojach giną. Zerkasz na zegarek znajdujący się na twoim
przegubiu. Z uśmiechem dostrzegasz, że za dwadzieścia minut kończysz. Kroczysz
na zaplecze, skąd zabierasz swoją torebkę i zamykając uprzednio miejsce pracy,
mkniesz pustymi ulicami do swojego mieszkania
Masz dwadzieścia pięć lat i
pod twoim blokiem majaczy jakaś postać, nie obawiasz się myśląc, że to znowu
chłopak spod czwórki, który uwielbia imprezować. Żwawym krokiem idziesz przed
siebie, podśpiewując że wciąż jesteś otulona błękitem, między nocą a świtem. I
wtedy nagle trafia w ciebie myśl, że mężczyzna z baru posiada porażająco
niebieskie tęczówki, które zaprzątają twoje myśli.
Adnotacje: Jest poniedziałek, 6:25 - zaspałam, a zamiast się ogarnąć do szkoły i biec na pociąg ja sobie dodaje rozdział. Czekam aż mnie wypierdolą za opuszczone godziny :). Rozpaczam, że mam dzisiaj pierwszą zmianę - ja chcę spać! Bo generalnie jeszcze tylko jedna część Teodezji i trudno mi się z nią rozstać, bo ja kurwa lubię jej mentalność.
A ja, kurwa, lubię całą Twoją twórczość. ♥
OdpowiedzUsuńJak miło, że bohaterka w końcu nieco odcięła się od samotności.
Liczę jeszcze na jakieś cuda wianki z Michałem o porażających tęczówkach. :)
Czyżby to jednak nie chłopak spod 4, tylko błękitnooki, wysoki i może trzeźwy siatkarzyk??
OdpowiedzUsuń