środa, 20 marca 2013

Fajnie, że jesteś; jeden.

Siedzisz na śnieżnobiałej kanapie w salonie, w dłoni dzierżysz kieliszek ze szkarłatnym, wytrawnym winem. Upijasz jeden łyk, po czym odkładasz go na szklany stoliczek, chwytasz swojego towarzysza za dłoń i czując ciepło jego ciała, na twojej twarzy maluje się szeroki, niewymuszony uśmiech. Myślami uciekasz do wspomnień.
~~~
Minął tydzień od kiedy wprowadziłaś się do Bydgoszczy, od zawsze interesowałaś się siatkówką, tę pasję zaszczepił w Tobie nieżyjący dziadek - Bogdan, któremu jesteś wdzięczna za poświęcone godziny w ogrodzie, gdzie odbijaliście piłkę i za te spędzone w domu, gdy cierpliwie tłumaczył ci zasady gry. A definicja nie zamykała się w beznadziejnym "piłka jest okrągła, ale siatka tylko jedna". Sprawdzając stronę internetową lokalnej drużyny, w tym wypadku Delecty Bydgoszcz postanowiłaś zakupić bilet na spotkanie z Politechniką Warszawską, które miało odbyć się na Łuczniczce, kalkulując w głowie pozostały ci dwa dni do tego spotkania. Wiele słyszałaś o tych drużynach, obie reprezentowały wysoki poziom, w obu grali dobrzy, znani i mniej znani siatkarze, którzy chcieli doprowadzić swoją drużynę na szczyt. 
~~~
Gdy w końcu zawitałaś na Łuczniczce, zaopatrzona w klubowe barwy, które reprezentowała twoja koszulka, zajęłaś jedno z wielu miejsc i czekałaś na rozpoczęcie batalii. Wybiegli na boisko, grali jak natchnieni, niestety ktoś musiał przegrać, żeby inny zespół mógł triumfować, wypadło na Delectę. Z opuszczonymi głowami pogratulowali zwycięzcą, niektórzy szybko udzielili wywiadu zapewniając, że wyeliminują błędy, które dzisiaj były widoczne i które przesądziły o losach tego spotkania.
~~~
Zasiedziałaś się, a wychodząc z sali wpadłaś na niebotycznie wysoką postać. Rozpoznałaś w osobniku gracza Delecty, którego szybko przeprosiłaś, przy okazji oblewając się rumieńcem prawie że po koniuszki włosów. Odpowiedział uśmiechem i niewyraźnym "nic się nie stało", po czym każde z was poszło w swoim kierunku.
~~~
Kto by się spodziewał, że kilka miesięcy później będziesz razem z nim siedziała na tej samej kanapie, w tym samym mieszkaniu, oddychając tym samym powietrzem i z myślą, że wasze serca biją tym samym niewymuszonym, trochę przyspieszonym tempem.

Adnotacja: Będą trzy części, wyszło zupełnie inaczej niż to było w planach. Andrzej żyje własnym życiem, Lilianna to już w ogóle nie wyszła tak jak miała, a Tyberiusza jest mało, ale dzisiaj skończyłam poprawki, a w sumie przepisałam tylko to co zdążyło powstać w trakcie okienek. 
Generalnie jutro podobno gram w siatkówkę, podobno jest dużo drużyn i podobno mam się zająć przyjęciem - challenge accepted. 
Teraz gorzkie żale: kończą mi się skoki narciarskie czekam tylko na LGP; niedługo Planica, a ja chciałabym ją odwlekać; w sklepie nie starczyło dla mnie przeglądów sportowych, muszę szukać po Poznaniu, ale dzisiaj nie miałam na to czasu; źle mi idzie w szkole i mam chandrę. 

4 komentarze:

  1. Zapowiada się ciekawie ;)
    I nie wiem co więcej mogę napisać, chyba tylko tyle, że czekam z niecierpliwością na kolejną część ;)

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest Wrona, jestem i ja. Ciekawie będzie, ciekawie. Czekam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo życie jest pełne niespodzianek i nigdy nie wiadomo co przyniesie nowy dzień. Uwielbiam Wronę w każdym wydaniu, taki fajny ptak jest ^^ Ja też nie chcę zakończenia sezonu skoków, będzie mi smutno ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oho, dzięki temu zaczęłam wierzyć, że wszystko na tym świecie się jeszcze może zdarzyć. A poza tym to - Wrooooona. ♥

    OdpowiedzUsuń